Gili to trzy kameralne wysepki położone u wybrzeży wyspy Lombok, będące popularnym miejscem wypoczynku głównie wśród budżetowych turystów. Spragnieni słońca i błogiego lenistwa na tropikalnej plaży, a także zachęceni możliwością nurkowania uznaliśmy, że kilka ostatnich dni naszej indonezyjskiej wyprawy spędzimy właśnie tu. Długo nie mogliśmy zdecydować się którą z wysp wybrać, aż w końcu padło na największą, Gili Trawangan, położoną najdalej od Lombok, z najbardziej rozwinięta ofertą hoteli i okrzykniętą mianem imprezowej wyspy.

Na wysepkę można dostać się na kilka sposobów. Popularną i najszybszą opcją jest podróż motorówką bezpośrednio z Bali z miejscowości Sanur lub Padang Bai, lecz ceny są dość wysokie. Tańszą lecz dużo wolniejszą alternatywą jest podróż lokalna łódzią z Padang Bai na Lombok, skąd dalej na wyspy Gili. Dla tych, którzy cierpią na chorobę morską i chcą ograniczyć przebywanie na łodzi do minimum, istnieje możliwość przelotu z Bali na Lombok, a później krótki rejs na Gili. Ceny połączeń lotniczych są bardzo korzystne, około 120 zł w obie strony w sezonie letnim. Zdecydowaliśmy się skorzystać z motorówki firmy Scoot, bo jako jedyna wtedy posiadała połączenia z Bali na Gili z możliwością dowolnie długiego przystanku na Lembonganie, w cenie jednego biletu. Podróż z Lembongan na Gili trwała około dwie godziny i niestety do najprzyjemniejszych nie należała, ale czego się nie robi dla kilku chwil relaksu na białych piaskach. Motorówka mknęła jak szalona, podskakując na falach uderzając z hukiem o tafle wody. Problemy żołądkowe, które dopadły nas poprzedniego dnia oraz nieprzyjemny zapach benzyny sprawiły, że kiedy dotarliśmy na wyspę i wyszliśmy na brzeg, nogi mieliśmy jak z waty. Po chwili, kiedy zdążyliśmy ochłonąć po wrażeniach z podróży i rozejrzeć się dookoła, z radością stwierdziliśmy, że w końcu odnaleźliśmy plażę o jakiej wtedy marzyliśmy. Mięciutki biały piasek i ciepła, krystalicznie czysta woda od razu poprawiły nam samopoczucie.
Wylądowaliśmy tu w samym szczycie sezonu, co było widać już na pierwszy rzut oka, patrząc na ilość turystów wylegujących się na plaży. Zarzuciliśmy plecaki i powędrowaliśmy ścieżką odnaleźć nasz hotel. Na miejscu czekała nas kolejna niespodzianka. Okazało się, że mimo posiadanej przez nas rezerwacji, nie ma już wolnych pokoi, a nam zaoferowano nocleg w innym miejscu. Byliśmy jednak nieugięci i po dłuższych negocjacjach, rozmowie telefonicznej z managerem i dwóch godzinach oczekiwania, nasz pokój się „zwolnił”, a my w końcu odetchnęliśmy z ulgą.
Do odwiedzenia Gili skusiły nas nie tylko białe piaski, ale także dobre warunki do snurkowania bezpośrednio z brzegu i występowanie przepięknych żółwi morskich. Jeszcze tego samego dnia po krótkim odpoczynku chwyciliśmy za maski i rurki i podekscytowani pomknęliśmy do wody. Niewielkie kawałki rafy koralowej rzeczywiście znajdowały się już kilka metrów od brzegu, a jakim wspaniałym zaskoczeniem było dla nas, że pierwszym widokiem jaki ujrzeliśmy zanurzając głowę pod wodę był piękny żółw skubiący rafę na głębokości zaledwie trzech metrów pod nami. Nie mogliśmy oprzeć się pokusie, aby dać nura pod wodę i choć na moment dotknąć jego skorupy. Żółw nie wiele przejął się naszą obecnością. Po dłuższej chwili zniknął powoli w morskiej głębinie, a my dryfując na wodzie oglądaliśmy kępki korali, wypatrując innych ciekawych morskich stworzeń. Rafa przy brzegu jest ogólnie zniszczona, ale centra nurkowe współpracują z organizacją Gili Eco Trust i uczestniczą w programie odbudowy rafy, budując metalowe stelaże i klatki, na których mocują korale w celu odbudowy tutejszej rafy.
Gili Trawangan to malutka, niezmotoryzowana wyspa z jedną dróżką biegnącą tuż przy plaży, prowadzącą na około wyspy. Większość hoteli znajduje się wzdłuż wschodniej części, a każde miejsce jest na tyle blisko, że można do niego dojść na piechotę. Jedynymi środkami transportu są dorożki, które potrafią pędzić jak szalone, więc lepiej uważać, aby nie zostać rozjechanym. Jest też możliwość wypożyczenia roweru, dla nas jednak najwygodniej było po prostu chodzić pieszo.
Choć wyspa jest niewielka to na ilość barów i restauracji naprawdę nie można narzekać, wybór jest ogromny, a wieczorami można posiedzieć i posłuchać muzyki. Określenie Gili Trawangan jako imprezowej wyspy jest jednak stanowczo przesadzone, chyba że to my trafiliśmy na jakieś ciche dni. Mniej więcej w centralnej części wschodniego wybrzeża wyspy znajduje się duży plac, na którym wieczorami lokalni mieszkańcy rozstawiają swoje stragany z jedzeniem. Można naprawdę tanio i smacznie zjeść, a wybór azjatyckich potraw i smakołyków jest ogromny.
Już pierwszego dnia udaliśmy się do jednego z wielu centrów nurkowych, jakie znajdują się na wyspie, aby zarezerwować sobie miejsce na poranne nurkowanie z łodzi. Jako że dopiero rozpoczynaliśmy przygodę z tym sportem i byliśmy świeżo po kursie Open Water, trochę się obawialiśmy czy damy sobie radę. Ciepła i niesamowicie czysta woda, z widocznością sięgającą kilkudziesięciu metrów oraz fachowa opieka instruktora sprawiła, że nasz pierwszy nurek był bardzo przyjemny i udany, co jeszcze bardziej zachęciło nas do ponownego zejścia pod wodę następnego dnia. W sumie odbyliśmy trzy nurkowania, każde na innej rafie w pobliżu okolicznych wysepek. W niektórych miejscach prądy morskie stawały się bardzo silne i pozwalaliśmy nieść się wodzie podziwiając bogactwo podwodnych stworzeń. Byliśmy jednak trochę zawiedzeni stanem rafy koralowej, która okazała się znacznie uboższa w kolory niż na wyspie Lembongan czy u wybrzeży Parku Narodowego Komodo. Brakowało tu miękkich korali, a im bliżej brzegu tym rafa była bardziej zniszczona. Mimo wszystko jako nowicjusze byliśmy bardzo zadowoleni, a bardziej wymagającym nurkom radzimy udać się w inne miejsca.
Jak już wspominaliśmy Gili Trawangan była na tyle mała, że pewnego popołudnia postanowiliśmy obejść ją dookoła co zajęło nam około dwie godziny. Po przeciwnej stronie znajdowało się już niewiele hoteli, było cicho i dziko, plaża bardziej kamienista, a woda w morzu bardziej wzburzona, zdecydowanie nie zachęcająca do kąpieli. Zdążyliśmy akurat na przepiękny zachód słońca, a zbliżając się z powrotem do naszego hotelu zauważyliśmy rosnącą tuż przy ścieżce niewysoką palmę z kokosami rosnącymi tuż na wyciągnięcie ręki. Obejrzawszy się dookoła czy nikogo nie ma w pobliżu, szybko zerwaliśmy po kokosie i uradowani ze zdobyczy pomaszerowaliśmy w stronę naszej części wyspy. Kokos okazał się być jeszcze niedojrzały, co jednak nie zniechęciło nas do jego wypicia:)
Na Gili Trawangan atrakcji nie brakuje, można zanurkować na okolicznych rafach lub posnurkować już z brzegu, wybrać się na dwie sąsiednie wyspy, nauczyć gotować tradycyjne indonezyjskie potrawy w jednej ze szkół gotowania, uczestniczyć w zajęciach jogi, czy po prostu oddać błogiemu lenistwu na plaży. Nam cztery dni na wyspie w zupełności wystarczyły, aby poczuć jej klimat, poleniuchować na plaży i nurkując poznać jej podwodny świat.
Przydatne informacje:
- za transport motorówką na Gili zapłacimy od 260 zł w obie strony, a podróż z Sanura trwa około niecałe trzy godziny, z Padang Bai około dwóch godzin
- za prom publiczny z Padang Bai na Lombok zapłacimy 40.000 IDR = 11.70 zł a podróż trwa 4 – 5 godzin
- za prom publiczny z Lombok ( Bangsal ) na Gili zapłacimy około 2.50 – 3 zł
Comments
Darren Delcastillo
23/06/2016
Mam nadzieje że coś podobnego jeszcze się pojawi