Dubaj, kojarzony z bogactwem i luksusem, miasto drapaczy chmur powstałych na pustyni, luksusowych hoteli wybudowanych na sztucznych, prywatnych wyspach, miejsce gdzie na ulicy zobaczyć możemy luksusowe samochody czy też spotkać szejka przechadzającego się z tygrysem na smyczy 😉
Nie jesteśmy miłośnikami wielkich miast i Dubaj nigdy tak naprawdę specjalnie nas nie interesował. Kiedy jednak podczas planowania wakacji na Seszelach okazało się, że oboje mamy aż trzy tygodnie urlopu, a najlepsze połączenia lotnicze są często z przesiadką w Dubaju stwierdziliśmy, że czemu by się tam nie zatrzymać chociaż na chwilę. I wiecie co? To była świetna decyzja, bo bardzo nam się w tym Dubaju podobało, a te trzy dni pełne były emocji, atrakcji i niespodziewanych wrażeń. Napewno duże znaczenie miało to, że dwie noce spędziliśmy w hotelu Atlantis The Palm, który sam w sobie jest niesamowitą atrakcją i jedną z wizytówek miasta. Na Seszelach nie zaplanowaliśmy pobytu w żadnych lepszych hotelach, więc stwierdziliśmy, że w Dubaju pozwolimy sobie na odrobinę luksusu 🙂 Tym bardziej że udało nam się znaleźć całkiem dobrą ofertę half board. Nasz pobyt w Dubaju nie był zbyt długi, ale poza atrakcjami hotelu udało nam się zobaczyć kawałek miasta i przeżyć moc wrażeń, a jeśli ktoś z was planuje urlop w tym mieście i zastanawia się czy warto zostać w Atlantisie choć na moment, myślę że poniżej znajdziecie odpowiedź na to pytanie.
ATLANTIS THE PALM
Do Dubaju przylecieliśmy nad ranem bezpośrednio z Dublina liniami Emirates. Planowaliśmy wcześniej nie wydawać zbyt dużo pieniędzy na taksówki i jeśli to możliwe korzystać z publicznego transportu. Jednak na dzień przed wylotem zwątpiliśmy w nasze siły, kiedy to po raz kolejny sprawdzaliśmy zapowiedź pogody, a słupek rtęci nie spadał poniżej 45 stopni na najbliższe dni. Chyba rozpłynęlibyśmy się gdzieś po drodze dźwigając plecaki i szukając przystanku. Nie zaryzykowaliśmy, pojechaliśmy taksówką. Zaskoczyło nas, że na lotnisku kierowcami większości taksówek były kobiety, za to w hotelu pokoje sprzątali głównie mężczyźni. Atlantis znajduje się na samym końcu sztucznej wyspy w kształcie palmy o nazwie Palm Jumeirah i zajmuje ogromną przestrzeń, a na jego terenie znajduje się oceanarium, park wodny oraz delfinarium, z czego do dwóch pierwszych miejsc goście hotelu mają nieograniczony dostęp wliczony w cenę pokoju.
Do hotelu dotarliśmy około 10 rano i mieliśmy sporo szczęścia bo od razu dostaliśmy pokój, więc super bo mieliśmy cały dzień przed sobą. Idąc w kierunku windy na końcu holu zobaczyliśmy wielką szybę, a za nią niezliczoną ilość morskich stworzeń. Zatrzymaliśmy się na moment wpatrzeni w ogromne akwarium zrobione na podobieństwo zatopionej Atlantydy. Pływało w nim tak wiele gatunków ryb, różnych płaszczek i rekinów. Ciężko było oderwać wzrok. Plecaki jednak trochę ciążyły więc udaliśmy się do pokoju, żeby się przebrać i odświeżyć po podróży. Dostaliśmy pokój na 6 piętrze z widokiem na basen, wyspę i panoramę miasta. Warto było dopłacić troszeczkę więcej za taki widok.
Przebraliśmy się w plażowe stroje i skierowaliśmy w stronę basenów i plaży, po drodze oczywiście wpatrując dłuższą chwilę w cudowne akwarium. Wychodząc na zewnątrz momentalnie uderzyła nas fala gorąca, mieliśmy wrażenie jakby ktoś ustawił w naszą stronę farelkę i dmuchał ciepłym powietrzem. Wtedy dopiero poczuliśmy ten żar lejący się z nieba. Temperatura na zewnątrz dochodziła do 47 stopni. Na dodatek wilgotność powietrza przekraczała 90% co nas bardzo zaskoczyło. Nie spodziewaliśmy się, że w tak pustynnym kraju, gdzie opady deszczu praktycznie nie występują, wilgotność może być tak wysoka przez co temperatura odczuwalna jeszcze wyższa. Nigdy wcześniej nie czuliśmy aż takiego gorąca. Jak zwykle pierwsze co, poszliśmy na plażę. Zdziwieni że nikogo tam nie ma rozglądamy się podejrzliwie, a wtedy ratownik informuje nas, że w wodzie są parzące meduzy i odradza nam kąpiel. Początkowo zawiedzeni moczymy tylko nogi w wodzie tak niesamowicie ciepłej jak nigdzie przedtem. Nie zaryzykowaliśmy jednak poparzenia i poszliśmy się poopalać i pokąpać się w basenie. Z opalania za dużo nie wyszło bo po dwóch minutach na słońcu oboje chyba od razu pomyśleliśmy żeby wejść do wody. Ostatecznie większość czasu spędziliśmy w basenie, było zbyt gorąco, aby wylegiwać się na leżaku, a woda była przyjemnie ciepła.
Jeśli chodzi o opcję half board, którą mieliśmy wykupioną to warto o niej trochę wspomnieć, bo działa troszkę inaczej niż dotychczas doświadczyliśmy. Każdy gość hotelowy otrzymuje kartę do pokoju z nabitymi punktami, a ich ilość oznacza ilość posiłków jakie możemy dostać podczas całego pobytu, nie licząc śniadania. W cenę wliczone jest zatem śniadanie plus drugi posiłek, czyli do wyboru obiad lub kolacja. My nie zostaliśmy o tym początkowo za bardzo poinformowani i zużyliśmy naszego punkcika jedząc obiad w przybasenowej restauracji przez co za kolację musieliśmy już dodatkowo zapłacić. Odbiliśmy to sobie następnego dnia jedząc przepyszną kolację w restauracji Bread Street Gordona Ramsey’a. W ramach half board mogliśmy pójść do każdej restauracji, zarówno tych w formie bufetu jak i na karte, jednak w trzech najlepszych pobierano dodatkową drobna opłatę. Nie wiem czy kiedykolwiek mielibyśmy okazję zjeść u Ramsey’a, dlatego kiedy nadarzyła się taka okazja, czemu by nie skorzystać. Jedzenie było wyśmienite, więc zdecydowanie było warto. Śniadanko natomiast podawane było w trzech restauracjach, interkontynentalnej Kaleidoscope, arabskiej i azjatyckiej Safron, która najbardziej przypadła nam do gustu. Przeogromny wybór dań i potraw kuchni azjatyckiej, ale także europejskiej, mnóstwo wypieków i innych słodkości, wielka fontanna czekolady, każdy znajdzie coś dla siebie. Trzeba przyznać, że jedzenie w Atlantisie było naprawdę przepyszne.
Pierwszego dnia po południu poszliśmy zobaczyć oceanarium. Nocując w hotelu wstęp mieliśmy wliczony w cenę, a dla pragnących odwiedzić oceanarium spoza hotelu wstęp kosztuje 100 AED ( ok. 105 zł ). Wnętrze i akwaria były pięknie zrobione, mnóstwo różnych ryb, podświetlonych meduz, krabów i innych morskich stworzeń. Najpiękniejsze jednak wciąż pozostaje główne akwarium Ambassador Lagoon, stworzone na kształt zatopionej Atlantydy, które można oglądać z holu i każdej innej strony będąc wewnątrz oceanarium. Można by tak wpatrywać się bez końca.
Wcześniej tego samego dnia, Adrian widząc zachwyt w moich oczach za każdym razem kiedy przechodziliśmy koło rybek postanowił zapytać panią od wycieczek i atrakcji odnośnie nurkowania w akwarium. Nie było jednak wolnych miejsc na najbliższe dwa dni. Trudno, nie planowaliśmy wcześniej tego robić, gdyż cena za jedno zejście była bliska cenie całego kolejnego kursu nurkowania na Seszelach, który mieliśmy w planach. Jednak następnego dnia rano coś pokusiło go, aby spytać ponownie i okazało się, że jest ale tylko jedno miejsce. kilka telefonów i ostatecznie zgodzili się abyśmy zanurkowali oboje, więc jeszcze tego samego dnia nurkowaliśmy wraz z tysiącami rybek . Płaszczki ocierały się o nas, a rekiny przepływały obok spokojnie nic nie robiąc sobie z naszej obecności. Cudowne przeżycie! Dodatkową możliwością podczas nurkowania w Ambassador Lagoon jest karmienie płaszczek, lecz jest to już bardzo droga atrakcja, a nam zdecydowanie wystarczyło samo przebywanie w ich towarzystwie.
I żeby emocji było mało chwilę później pobiegliśmy do parku wodnego, żeby przed zachodem słońca zdążyć zjechać z Leap of Faith, jednej z najstraszniejszych zjeżdżalni o ostrym spadzie w dół, gdzie na pewnym odcinku wpada się w rurę na, około której pływają rekiny. Przed wejściem serce zabiło mocniej, szybkie spojrzenie po sobie i za moment oboje byliśmy na dole zastanawiając się gdzie te rekiny? Odcinek zjeżdżalni z rekinami jest krótki, a w dół leci się z taką prędkością, że poprostu nie sposób ich zauważyć 🙂
Po tak emocjonującym dniu zjedliśmy przepyszna kolacje i niemalże wyturlaliśmy się objedzeni samymi pysznościami, a wieczór zakończyliśmy lampką szampana wypitą na balkonie naszego pokoju, wpatrując się w oświetloną panoramę miasta.
Ostatni dzień w Dubaju był szalonym dniem. Postanowiliśmy pospać dłużej, gdyż czekał nas długi dzień i lot na Seszele późno w nocy . Rano spokojnie poszliśmy na śniadanie, porobiliśmy ostatnie zdjęcia i filmy, zajrzeliśmy na moment do oceanarium, spakowaliśmy plecaki i około południa opuściliśmy pokój. Mieliśmy zatem mnóstwo czasu, gdyż odlot na Seszele był dopiero o 2 w nocy. Planowaliśmy spędzić trochę czasu w aquaparku, a potem ruszyć na miasto. W hotelowej przechowalni bagażu odmówiono nam przyjęcia naszego plecaka podręcznego z dronem w środku, gdyż ma zbyt dużą wartość, a hotel nie odpowiada za jakiekolwiek uszkodzenia. Straciliśmy chyba ponad godzinę rozmawiając z personelem hotelu i próbując znaleźć wyjście z sytuacji. Ostatecznie cudem udało nam się wcisnąć go do niewielkiej skrytki w centrum biznesowym. Uwolnieni od bagaży poszliśmy do aquaparku poszaleć na zjeżdżalniach. Aquaventure Waterpark to ogromne miejsce i z pewnością można tu spędzić cały dzień. Jest wiele różnych zjeżdżalni, wielkie baseny i szlaki wodne, po których można godzinami dryfować na dmuchanym kole będąc niesionym przez nurt. Można też odpocząć na leżakach przy basenie lub plaży i przekąsić coś w restauracji. Świetne miejsce na spędzenie całego dnia.
DUBAJ MARINA I BURJ KHALIFA
My mieliśmy jeszcze w planie zobaczyć choć trochę miasta więc po południu gdy temperatura „troszke spadła”(42stopnie) ? przebraliśmy się i pojechaliśmy na Marinę. Pomiędzy Atlantisem i Palm Jumeirah a stałym lądem oprócz taksówek kursuje Monorail, nadziemna szybka kolejka. Przejazd w obie strony kosztuje 25 AED ( 26 zł ) i w porównaniu do cen metra czy tramwaju jest najdroższym środkiem transportu. Chcieliśmy się jednak przejechać i zobaczyć palmę nieco z góry. Nie wiedzieliśmy jednak, że Monorail nie dojeżdża do samej Mariny i kończy bieg pośrodku niczego, skąd można przesiąść się na metro lub tak jak my pójść pieszo po rozkopanych uboczach miasta, dochodząc do drogi głównej prowadzącej do Mariny. Cały pomysł z przejażdżką kolejką okazał się głupi i bezsensowny, Marina okazała się być dalej niż się to wydawało, a za bilet zapłaciliśmy tyle ile pewnie wydalibyśmy na taksówkę zaoszczędzając przez to sporo czasu. Ale co tam, hej przygodo ? Dotarliśmy na miejsce cali zlani potem, ale widoki za to były coraz bardziej niesamowite. Mnóstwo nowoczesnych, wysokich budynków naokoło, luksusowe jachty zacumowane na przystani, wiele knajpek i zachodzące słońce pomiędzy drapaczami chmur. Mimo iż nie jesteśmy fanami wielkich miast, całość zrobiła na nas niesamowite wrażenie.
Nie wiem czemu uparłam się, że koniecznie musimy zobaczyć plażę. Zajęło nam sporo czasu, żeby do niej dotrzeć i odnaleźć przejście. Słońce chowało się już za horyzont. Sama plaża bez szału, miękki gruby piasek, w tle wysokie budynki i place budowy które w dubaju sa dosłownie wszędzie, skutecznie psuły widok. Ale za to jaka ciepła woda!! Jak zupa. Wydawała się conajmniej tak ciepła jak powietrze. Żałowaliśmy bardzo, że nie mieliśmy ze sobą nic na przebranie, bo pokusa kąpieli była ogromnna.
Zdążyło się już ściemnić, a nam nie pozostało za wiele czasu. Wróciliśmy na drogę i złapaliśmy taksówkę, żeby pojechać zobaczyć najwyższy na świecie budynek Burj Khalifa i tańczące fontanny. Kiedy utknęliśmy w korku zaczęliśmy powątpiewać czy to był dobry pomysł i czy zdążymy wrócić na czas do hotelu. Czy wy też tak macie, że na mapie wszystko wydaje się znacznie bliżej niż jest w rzeczywistości? W końcu dojechaliśmy i taksówkarz wysadził nas przy wejściu do The Mall, największego centrum handlowego. Przelecieliśmy przez niego na drugą stronę jak burza, nie rozglądając się nawet naokoło. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz szczęki opadły nam niemal do samej ziemi. Wąski, wysoki do nieba budynek mienił się w tle ciemnego nieba.
Tłumy ludzi zgromadzonych na placu wpatrywały się w niego i z pewnością oczekiwały na pokaz tańczących fontann. My już lekko zestresowani kurczącym się czasem i niesamowicie głodni poszliśmy zamówić coś na wynos. Po chwili jednak coraz więcej ludzi zaczęło gromadzić się na zewnątrz, a my popędziliśmy za nimi. Rozpoczął się przepiękny pokaz, oświetlone fontanny tańczyły w rytm piosenki Andrea Bocelli ” Time to Say Goodbye”, a w ich tle Burj Khalifa mienił się jak tysiące diamentów. Warto było przyjechać tu choć na moment dla takiego widoku. Są takie chwile, że zamierasz na moment z zachwytu… to właśnie była taka chwila. Fontanny zakończyły swoje świetlne tańce, a my popędziliśmy znaleźć taksówkę i wrócić do hotelu po rzeczy. Na szczęście nie było korków więc wyrobiliśmy się z czasem całkiem nieźle. Zdążyliśmy przejść się ostatni raz wzdółż hotelu i plaży, aby raz jeszcze spojrzeć na niesamowity oświetlony budynek, pomachaliśmy rybkom na pożegnanie i pojechaliśmy na lotnisko. Opuszczaliśmy Dubaj pełni wrażeń, a przecież czekały nas jeszcze ponad dwa tygodnie na rajskich Seszelach.
CENY I PODSUMOWANIE
Co jeśli chodzi o ceny? Warto chyba o tym wspomnieć, bo jeszcze przed wyjazdem wiele razy usłyszeliśmy od znajomych kiedy dowiedzieli się gdzie się wybieramy ” ooo Dubaj, super, ale Dubaj jest taki drogi”. Więc czy naprawdę jest aż tak drogo? Tanio nie jest napewno, ale aż tak bardzo drogo również nie. W super luksusowych hotelach ceny są oczywiście bardzo wysokie, w Atlantisie za piwo w barze lub świeżo wyciśnięty sok trzeba było zapłacić 50 AED (52 zł). Ale tak jest chyba wszędzie na świecie, drogie resorty narzucają wysokie ceny. Jeśli chodzi o jedzenie na mieście to ceny są zdecydowanie bardziej przystępne. W restauracji na Marinie za obiad przyjdzie nam zapłacić około 30 AED (32 zł) za pizze, 40 AED (42 zł) za danie mięsne, 25-30 AED (26-32 zł) za deser i 10-20AED (10-21 zł) za coś do picia. Ceny podobne więc do cen w krajach europejskich, a z pewnością można zjeść i taniej w mniej luksusowej dzielnicy miasta. Jeśli chodzi o nocleg to przedział cenowy jest ogromny. Pomijając okres świąteczny, luksusowe hotele tuż przy plaży nie kosztuą fortuny, a jeżeli podróżujemy w większej grupie, warto rozważyć wynajęcie całego apartamentu, gdyż można w ten sposób sporo zaoszczędzić, a standard mieszkań jest naprawdę bardzo wysoki. Jeśli chodzi o transport i poruszanie się po mieście to metro będzie szybkim, łatwym i tanim sposobem, a za całodniowy bilet na wszystkie strefy zapłacimy zaledwie 14 AED (15 zł). Przejazd taksówką od czasu do czasu też nie zrujnuje naszego portfela. Za odcinek z lotniska do Atlantisa na końcu Palm Jumeirach zapłaciliśmy 120 AED (125 zł) więc jest to raczej rozsądna kwota. W niejednym europejskim kraju zapłacili byśmy z pewnością więcej.
Podsumowując jednym słowem, Dubaj był niesamowity. W tak krótkim czasie przyniósł nam tyle cudownych wrażeń i pięknych wspomnień, których nawet się nie spodziewaliśmy. Czy polecamy? Tak, jak najbardziej. To świetne miejsce pełne różnych atrakcji, idealne na spędzenie kilku dni, może jedynie w troche innym terminie, kiedy upały aż tak bardzo nie doskwierają i swobodniej można pochodzić po mieście. Dubaj bardzo nam zaiponował i pozostawił niedosyt. Nie można powiedzieć że po trzech dniach spędzonych w Dubaju poznaliśmy go wystarczająco dobrze, lecz wrażenie jakie wywarł na nas sprawia że napewno kiedyś tu wrócimy z nadzieją na więcej wrażeń i emocji !
Zapraszamy do obejrzenia krótkiego filmiku z naszego pobytu w Atlantis The Palm 🙂
Comments
DaisyLine
3/11/2016
Bardzo fajna relacja, chociaż nadal mnie tam nie ciągnie, to miło było popatrzeć 🙂
Kaja i Adrian
4/11/2016
Dziękujemy:)
Maja | jusiaczkiontour.pl
20/10/2016
Wolę chyba nie wiedzieć ile zapłaciliście za spanie w Atlantisie;) achh Dubaj…jeszcze 2 miesiące i też tam będziemy!
Kaja i Adrian
20/10/2016
Hej 🙂 Nie byliśmy w sezonie więc było troszke taniej ;P
Dubaj napewno się Wam spodoba ! Pozdrawiamy 🙂