Na zatokę Akumal i żółwie występujące w jej wodach natknęliśmy się przypadkiem, przeczesując internet w poszukiwaniu ciekawych miejsc na Riwierze Maya, które moglibyśmy zobaczyć podczas naszych tygodniowych wakacji. Jak już pewnie zauważyliście, woda to nasz żywioł, a podwodny świat to bajka w której czujemy się znakomicie, więc jeżeli istnieje miejsce, gdzie jest choć najmniejsza szansa zobaczyć nasze ulubione morskie stworzenia zaledwie kilka metrów od brzegu, to nie może nas tam zabraknąć 🙂
Malutkie miasteczko Akumal znajduje się w samym sercu Riviery Maya, na trasie pomiędzy Playa del Carmen a Tulum. Turystyczna część czyli hotele i resorty zlokalizowane są wzdłuż niewielkich zatoczek Akumal Bay i Half Moon Bay, lecz to ta pierwsza słynie z występowania żółwi morskich.
Do Akumal dojechaliśmy busikiem colectivo, a wysiadając kierowca wskazał nam drogę na plażę. Przechodząc przez wiadukt na drugą stronę jezdni zagadał do nas młody Meksykanin od którego dowiedzieliśmy się między innymi, że nazwa Akumal w języku Majów oznacza „miejsce żółwi” i szansa aby je tu zobaczyć jest bardzo duża, gdyż podpływają one tak blisko z uwagi na trawę rosnącą na dnie, którą się żywią. Latem można je nawet zaobserwować wychodzące na plażę i składające jaja.
Idąc drogą wszędzie można było zauważyć znaki i wizerunki żółwi. Czyżby one naprawdę tu na nas czekały?? Dochodząc do plaży padło pierwsze „wow”. Zatoczka wyglądała bardzo malowniczo. Mimo dość twardego, mocno ubitego piasku, plaża prezentowała się znacznie lepiej niż ta, którą widzieliśmy już wcześniej w Playa del Carmen. Słoneczna pogoda, pełno kokosowych palm i spokojna, zachęcająca do kąpieli woda wywarły na nas bardzo pozytywne, pierwsze wrażenie.
Już na początku zaczepił nas pracownik prawdopodobnie któregoś z centrów turystycznych, aby oznajmić nam jakie reguły panują tu w wodzie. Okazało się, że obowiązuje zakaz pływania w płetwach, wiec nie potrzebnie w ogóle je zabieraliśmy. Strefa do pływania ogrodzona jest bojkami i przekraczając pierwsze z nich trzeba mieć na sobie kamizelkę. Wszystkie te nakazy i zakazy mają na celu uniemożliwienie zanurkowania i dotykania czy straszenia żółwi. Na plaży istnieje możliwość wynajęcia przewodnika, który pokieruje nas w wodzie i pomoże odnaleźć żółwie. Meksykanin próbował nam jednak wmówić, że jest to absolutny wymóg i bez przewodnika nie będziemy mogli wypłynąć za pierwsze bojki. Było to absolutną bzdurą! Próbował nas zapewne zwyczajnie naciągnąć.
Po zaznajomieniu się z z zasadami rozłożyliśmy ręczniki tuż przy brzegu i spragnieni słońca łapaliśmy pierwsze promyki. Nie wytrzymaliśmy jednak zbyt długo…ciekawość wzięła górę. W pobliskim centrum nurkowym wypożyczyliśmy kamizelki i popędziliśmy do wody. Po przekroczeniu pierwszych bojek i popłynięciu kilka metrów dalej od razu zauważyliśmy pierwszego żółwia. Był piękny i ogromny!? Tak dużego i w tak bliskiej odległości jeszcze w życiu nie widzieliśmy. Żółwik znajdował się zaledwie 3 metry pod nami i skubał sobie trawkę nie robiąc sobie nic z naszej obecności.
Nie wiele trzeba było czekać, aby po chwili pojawił się kolejny, niewiele mniejszy. Byliśmy niesamowicie uradowani, a to był dopiero początek. Niesamowite było to, że żółwie w ogóle się nas nie bały, zawzięcie skubały trawkę i co chwilę unosiły się do góry tuż obok nas i wynurzały główkę na powierzchnię, aby zaczerpnąć powietrza. Cudowny widok! Po paru minutach kiedy na powierzchni zrobiło się tłoczno, postanowiliśmy odpłynąć kawałek dalej w poszukiwaniu kolejnych. Nie zawiedliśmy się 🙂 Kawałeczek dalej ujrzeliśmy kolejnego, któremu towarzyszyła przyklejona do jego skorupy płaska rybka.
Spędziliśmy w wodzie niemalże godzinę, nie mogąc napatrzeć się na te przepiękne stworzenia i trzaskając tym samym setki zdjęć? Kierując się w stronę brzegu spotkaliśmy jednego biedaka, którego spotkać musiało coś złego, gdyż brakowało mu jednej przedniej płetwy;( a już na płyciźnie zauważyliśmy jeszcze jednego, znacznie mniejszego, jednak woda w tym miejscu była mocno zmącona i szybko znikł nam z zasięgu wzroku. Z wody wyszliśmy mega zadowoleni? Oczywiście po cichu liczyliśmy na spotkanie żółwia, ale to co tutaj zobaczyliśmy przerosło nasze najśmielsze oczekiwania. Niewielka spokojna zatoczka i cudowne, ogromne żółwie tak nas zauroczyły, że ostatniego dnia przed powrotem do domu przyjechaliśmy tu ponownie. Tego dnia również się nie zawiedliśmy, a oprócz wspaniałego snorkelingu prosto z plaży, wybraliśmy się na jedno nurkowanie z łódki kawałeczek dalej od brzegu, gdzie rozpoczynała się już rafa koralowa. Podwodne widoki może nie były aż tak bardzo zachwycające jak te w okolicy wyspy Cozumel, a przejrzystość wody nieco gorsza, mimo to nurek był bardzo udany, a podwodne życie niezwykle bogate. Dno pokrywała falująca roślinność i sporo miękkich korali.
Udało nam się zobaczyć duże homary, rekiny rafowe i dwa śliczne żółwiki skrywające się pod koralem i wdzięcznie pozujące do obiektywu. Było cudownie…a że był to nasz ostatni dzień pobytu w Meksyku, tak wspaniały nurek stanowił idealne zakończenie naszych wakacji.
Akumal Bay okazała się dla nas niesamowitym miejscem. Możliwe, że dopisało nam szczęście, że dane nam było zobaczyć aż tyle pięknych żółwi. Jeżeli jednak będziecie w Meksyku to na pewno warto odwiedzić to wyjątkowe miejsce, bo żółwie też może i na Was czekają ?
Poniżej przedstawiamy krótki filmik z żółwikami w roli głównej ?
Dodaj komentarz