Z czym tak najbardziej kojarzy Wam się Australia??

 

Nam już od dziecka ten odległy kraj kojarzył się głównie z kangurami. Po wielu latach kiedy okazało się, że nasza stopa stanie na australijskiej ziemi zobaczenie tego zwierzaka stało się absolutnym priorytetem. No bo przecież być w Australii i nie zobaczyć kangura to tak jakby w ogóle nie być w Australii!  Podczas niedługiego pobytu w tym kraju ( Australia była tym razem jedynie stopem w podróży na Fidżi )udało nam się odnaleźć idealnie miejsce, które dało nam niepowtarzalną okazję zobaczyć nie tylko kangury, ale i całą australijską faunę w jednym miejscu!?

Lone Pine Koala Sanctuary to pierwsze i największe sanktuarium koali na świecie, zajmujące obszar 18 hektarów i znajdujące się na obrzeżach miasta Brisbane. Daje ono schronienie ponad 130 uroczym koalom oraz innym, żyjącym jedynie w Australii zwierzętom, w tym oczywiście kangurom?. Zobaczyć tu możemy między innymi wombaty, dziobaki, psy dingo, orły, nietoperze, kolorowe papużki, ogromne emu, piękne kakadu czy kukabury, słynnego diabła tasmańskiego i wiele innych ptaków i zwierząt typowych dla fauny australijskiej. My po zakupie wejściówek w kasie biletowej postanowiliśmy od razu skierować swoje kroki prosto w stronę najbardziej interesujących nas kangurów.

Po drodze jednak ujrzeliśmy siedzące na drzewkach koale obok których nie dało się przejść obojętnie. Przystaliśmy więc na dłuższą chwilę, aby przypatrzeć się tym ślicznym „misiaczkom”. Siedziały sobie spokojne na gałęziach drzew drzemiąc lub przeżuwając liście eukaliptusa. Wyglądały uroczo?

Po paru minutach i kilkudziesięciu fotkach poszliśmy dalej w stronę dużego wybiegu dla kangurów. Napotkawszy po drodze charakterystyczny znak serce zabiło nam mocniej.

Przeszliśmy przez bramkę i już w oddali na pagórku dostrzegliśmy leżącego na ziemi i wygrzewającego się na słońcu młodego kangura. Podekscytowani szybko podeszliśmy bliżej i początkowo z niewielką niepewnością ukucnęliśmy obok niego. Wysunęliśmy nieśmiało rękę, aby go pogłaskać.

Kangur ani drgnął. Widać nie wiele się przejmował naszą obecnością, a my zachwyceni obskoczyliśmy go z każdej możliwej strony? Możecie wyobrazić sobie ile zdjęć przy tym narobiliśmy?! Powiemy tylko tyle…DUŻO? A to był zaledwie jeden z wielu które żyją na terenie Lone Pine Koala Sanctuary.

Tuż nieopodal wylegiwał się kolejny znacznie większy osobnik, a za nim następny i następny… aż w końcu natrafiliśmy na całe stadko. Większość kangurów siedziała sobie za niewielkim drewnianym ogrodzeniem, gdzie spokojnie kiedy chciały mogły odpocząć od zwiedzających. Przy wejściu do parku można było kupić specjalne jedzenie dla emu i kangurów, jednak te drugie nie wydawały się być nim zainteresowane. Chyba zwyczajnie były nim przejedzone. Przy kangurkach spędziliśmy sporo czasu zachwyceni tym, że możemy przebywać w ich towarzystwie i nie mogąc się nadziwić jak przyjemnie mięciutkie mają futerko.

Powiecie może, że to nie to samo oglądać kangury w takim miejscu niż napotkane gdzieś dziko na wolności. My jednak byliśmy zachwyceni i w zupełności nam to wystarczyło. A podejść tak blisko i cyknąć taką fotkę z kangurem żyjącym gdzieś na dziko nie skończyło by się dla nas zapewne zbyt przyjemnie?.

Zresztą musimy przyznać, że w Lone Pine Koala Sanctury zwierzęta mają naprawdę dobre warunki, a kangury i ogromne emu chodzą sobie swobodnie po rozległym terenie. No właśnie, emu… co do nich byliśmy już znacznie bardziej niepewni i ostrożni, odważając się jedynie na delikatne dotknięcie. To chyba przez ten ostry dziób i czujny wzrok jakoś nie potrafiliśmy im zaufać?

Kolejnym niepowtarzalnym zwierzakiem który przykuł naszą uwagę był nikt inny jak diabeł tasmański we własnej osobie? Przyznam się Wam szczerze, że jeszcze przed wyjazdem do Australii nie wiedziałam jak ten wyjątkowy torbacz żyjący w Tasmanii wygląda. Kojarzyłam jedynie jego bajkową postać z kreskówki, którą oglądałam za dzieciaka na Cartoon Network. Jednak bajkowy Taz nijak ma się do prawdziwego diabła tasmańskiego. Byłam naprawdę zaskoczona, gdyż ten podobno bardzo groźny zwierz wygląda jak na moje oko całkiem niepozornie. W życiu bym nie pomyślała, że byłby w stanie upolować zdobycz wielkości małego kangura?.

Pierwszy raz w życiu mieliśmy okazję zobaczyć także wombata tasmańskiego, którego populacja maleje i grozi wyginięciem oraz dziobaki, które należą do dość nietypowych ssaków. Posiadają bowiem dziób, wydzielają jad oraz składają jaja.

Na terenie Lone Pine Koala Sanctuary możecie również pooglądać wiele ptaków takich ja sokoły, sowy, piękne kakadu i kukabury czy latające na wolności małe, kolorowe papużki lory.

Bądźcie czujni, bo między krzaczkami, na trawnikach grasują także różne jaszczury, a w wodzie pływają krokodyle?

Na sam koniec wróciliśmy jeszcze przyjrzeć się słodziutkim koalom. Wysłuchaliśmy wykładu na temat ich życia, zwyczajów i miejsc występowania. Wprawdzie wyglądają one jak urocze misiaczki, które każdy chciałby przytulić lub conajmniej pogłaskać, ale  tak naprawdę nie są misiami i z polarnymi czy brunatnymi niedźwiadkami nie mają nic wspólnego. Tak jak kangury należą do rodziny torbaczy, a swoje potomstwo przez pierwsze sześć miesięcy wychowują w torbie. Koale spędzają niemal całe swoje życie siedząc na drzewach i przesypiają niemalże cały dzień, a właściwie zapadają w stan odurzenia, gdyż podstawą ich pożywienia są listki eukaliptusa, które mają działanie silnie uspokajające. Dorosłe torbacze zjadają ich w ciągu dnia od 0.5 do 1 kilograma. Urocze zwierzaki są niestety gatunkiem zagrożonym. Ich populacja w ostatnich latach spadła aż o 28% w związku z czym objęte są całkowitą ochroną. Po wysłuchaniu wykładu i obejrzeniu filmu edukacyjnego mieliśmy okazję podejść do jednego z „misiów” bliżej, pogłaskać, a nawet zrobić pamiątkową fotkę 🙂  W Lone Pine Koala Sanctuary istnieje możliwość ( za dodatkową opłatą ) zrobić sobie zdjęcie trzymając koalę na rękach. Chętnych nie brakuje, ale my nie skorzystaliśmy.

Na terenie Lone Pine Koala Sanctuary można oczywiście zjeść też lunch i to w nie byle jakim towarzystwie? Na około drewnianych stolików z ławeczkami rosną niewielkie drzewka, na których przesiadują śliczne koale.W całym parku jest ich naprawdę dużo, a każdy wydaje się piękniejszy od drugiego. Dobrze, że czasy klisz fotograficznych mamy dawno za sobą, gdyż każdego z nich chciałoby się uwiecznić na zdjęciu.

Mieliśmy jeszcze chwilkę czasu do powrotnego autobusu, więc wróciliśmy na moment pożegnać się z kangurami. Tym razem sporo z nich wyszło poza swoje ogrodzenie i spacerowało lub wylegiwało się na trawniku.

Mniejsze, większe i takie naprawdę całkiem pokaźnych rozmiarów, którym mięśni pozazdrościł by nawet Arnold Schwarzenegger? A także samiczki z młodymi.

Nie mogliśmy się powstrzymać, aby każdego nie pogłaskać i nie zrobić kolejnego setnego już zdjęcia. Opuszczając park nasz aparat pokazywał już ostrzeżenie „memory card full”? także było z czego wybierać. Wychodziliśmy z parku z uśmiechem od ucha do ucha? To był najpiękniejszy dzień w całym naszym niedługim zresztą pobycie w Australii. Każdemu z Was gorąco polecamy odwiedzić to wyjątkowe miejsce, gdyż pozwala ono nie tylko zobaczyć te wszystkie wyjątkowe zwierzaki, ale daje możliwość bezpośredniego kontaktu i obcowania z nimi. Codziennie odbywają się tu też pokazy z udziałem orłów i psów dingo, wyświetlane są filmy edukacyjne na temat koali, a ptaki i zwierzęta takie jak emu, kolorowe papużki i kangury można swobodnie karmić z ręki?

Informacje praktyczne:

Dojazd:

  • samochodem dotrzecie tu w zaledwie 15 minut od centrum miasta, 12 km na południowy zachód od centrum
  • autobusem 430 z Queen Street Station platforma 2C lub  445 z Adelaide Street w około 45 min
  • w 75 min łodzią zwiedzając przy tym miasto, więcej informacji na stronie www.mirimar.com 

Ceny:

  • AUD36 dorosły
  • AUD22 dzieci ( 3 – 13 lat )
  • dzieci poniżej 3 roku życia za darmo
  • AUD20 – AUD25 zdjęcie z koalą

Godziny otwarcia:

Codziennie od 9.00 do 17.00