Rejs malowniczą rzeką Loboc na wyspie Bohol jest bez wątpienia jedną z głównych atrakcji turystycznych na wyspie. Nie bez powodu zresztą. Widoki jakie mu towarzyszą są cudowne. Niekończąca się zieleń, porośnięte dżunglą zbocza oraz niezliczona ilość palm pochylających się lekko ku wodzie. Krajobrazy wręcz idealne dla każdego miłośnika natury.
Piękne zdjęcia w internecie czy na instagramie tym bardziej kuszą, dlatego podczas pobytu na Bohol oprócz wizyty w sanktuarium tarsierów oraz punktu widokowego na słynne czekoladowe wzgórza to właśnie rzeka Loboc była jednym z naszych głównych celów. Wyobrażaliśmy sobie spokojny rejs barką, nas wpatrzonych w otaczającą zieleń i wsłuchanych w odgłosy dżungli. Naiwniacy? Zamiast relaksującego rejsu w otoczeniu natury trafiliśmy na istną pływającą biesiadę? w pełnym tego słowa znaczeniu. Ale żeby nie było, że tylko narzekamy. O nie… co to to nie. Mimo tego, iż nie do końca zadowoleni byliśmy ze sposobu organizacji rejsu, widoki jakie nam podczas niego towarzyszyły były naprawdę zachwycające??
Źródło rzeki sięga miasta Carmen w środkowej części wyspy, skąd spływa w południowo-zachodnim kierunku i trafia do morza. Najpopularniejszy jej odcinek wśród turystów to ten rozpoczynający się w mieście Loboc. To tu znajduje się cała turystyczna infrastruktura gdzie zlokalizowane są barko-restauracje, które zabierają turystów w niezapomniany rejs 😉 Byliśmy oczywiście świadomi, że chętnych na lunch serwowany na rzece będzie wielu, ale żeby aż tylu…? Kierowca wysadził nas na miejscu i wręczył numerek, po wyczytaniu którego mogliśmy dopiero zakupić bilet ( 450 peso/osoba ). Na naszą kolej czekaliśmy dobre pół godziny. Na szczęście oprócz zadaszonej poczekalni na zewnątrz, gdzie panował niesamowity gwar i było tak gorąco, że pot spływał po plecach, obok w budynku znajdowała się klimatyzowana poczekalnia, jak się możecie domyślić cała pełna. Przeczekaliśmy tam chwilę dla ochłody, aż w pewnym momencie wywołano nasz numerek. Ucieszeni kupiliśmy bilety i wsiedliśmy na wyznaczoną barkę.
Wraz z nami jeszcze ze 30, a może nawet i więcej osób. Wszyscy rzucili się, aby zająć jak najlepszy stolik. Te mniejsze, najlepiej usytuowane i z najlepszym widokiem znajdowały się całkiem z przodu. Oczywiście w mig były zajęte, także pozostało nam ulokować się gdziekolwiek tam gdzie znaleźliśmy miejsce. Po środku barki znajdował się szwedzki stół, do którego momentalnie ustawiła się kolejka. Wydawać by się mogło, że większość bardziej wyczekiwała na lunch niż na widokowy rejs?. Ale nie ukrywam, że my też zdążyliśmy już nieco zgłodnieć, także z wielką chęcią wypełniliśmy różnymi smakołykami swoje talerze. Wybór był dość spory, zarówno jedzenia, owoców jak i słodyczy. A kiedy jakaś taca się kończyła dokładano kolejną. Barka ruszyła dopiero wtedy kiedy my już niemalże skończyliśmy jeść, a wraz z jej wypłynięciem za naszymi plecami rozniosła się głośna muzyka. Filipińczycy zadbali o to, abyśmy zamiast świergotu ptaków, szumu drzew i innych odgłosów dziczy mieli rozrywkę w postaci wydobywającej się z wielkich głośników muzyki. Do tego wszystkiego elegancko ubrany pan przyśpiewywał nam do mikrofonu, a jego donośny głos rozchodził się chyba na całą okoliczną wieś?. Po chwili przenieśliśmy się na przód barki, aby mieć lepszy widok. Przed nami wyłaniały się coraz to piękniejsze widoki. Za każdym zakrętem jeszcze bardziej zielono i dziko. Pomimo tego zgiełku i dudniącej z głośników muzyki było pięknie?.
W pewnym momencie minęło nas kilka osób płynących na SUPie i wtedy właśnie doszło do nas, że czemu wcześniej o tym nie pomyśleliśmy. Z pewnością fajniej obserwowałoby się te malownicze widoki płynąc sobie spokojnie na kajaku czy nawet na SUPie. Gorzej gdyby straciło się równowagę i wpadło do wody?. Kolor rzeki zdecydowanie nie zachęcał do kąpieli?, ale miejcie na uwadze to, że tuż przed naszym przyjazdem, Filipiny nawiedziły sztormy i gwałtowne deszcze przez co rzeka zmieniła kolor. Gdzieś w połowie drogi zatrzymaliśmy się przy dużej tratwie, na której miejscowi czekali w gotowości na swoje występy. Przebrane w tradycyjne stroje kobiety i dziewczynki tańczyły zapraszając uczestników rejsu do wspólnej zabawy. Warto mieć więc ze sobą dla nich jakieś drobne pieniądze.
Cały rejs trwał chyba około godziny i przez cały ten czas nasz pan wodzirej raczył nas swoim donośnym śpiewem 😉 Chyba nie spotkałam jeszcze faceta, który miałby aż tak szeroką skalę głosu. Momentami jego głoś przypominał bardziej damski niż męski dźwięk 😉 Opuszczaliśmy barkę z lekko mieszanymi odczuciami. Ogólnie nie było źle. Jedzenie całkiem dobre, rejs dość przyjemny, widoki też??… jedynie nie podpasował nam w sumie ten głośny, biesiadny styl?. Jeżeli mielibyśmy się tam wybrać raz jeszcze, napewno zdecydowalibyśmy się przekąsić coś na mieście, a rzekę oglądać z perspektywy kajaku. A tak pięknie rzeka Loboc wraz z okolicą prezentuje się z góry. Czym Wam również się podoba?
Comments
Tomasz
3/01/2019
Hejo. My właśnie chcemy wziąć SUPy. Czu podpowiecie nam, teraz, po fakcie, patrząc na mapę, skąd mniej więcej je najlepiej wziąć? Czyli miejsce, gdzie jest mnóstwo palm i widok jest zniewalający? Nie chcemy płynąć na nich dwóch godzin…
Pozdrawiam!