Jeżeli lubicie przyrodę, trekkingi po lesie i obcowanie z naturą, a dodatkowo interesują Was zwierzęta, które na wolności spotkać można już w niewielu rejonach na świecie to Tangkoko National Park będzie dla Was ciekawym miejscem na spędzenie kilku godzin. Tangkoko jest niedużym, ale bardzo interesującym parkiem leżącym w północnym rejonie Sulawesi. Rozciąga się na terenie około 635 hektarów lasów liściastych porastających pagórki i doliny terenu położonego u podnóża góry Dua Saudara. Spotkać to można wiele gatunków zwierząt i ptaków, pająków i węży. Główną atrakcją tego miejsca jest możliwość obserwacji stada czarnych makaków oraz maleńkich tarsjuszy. Ponadto można tu spotkać np. dzioborożca, kuskusa niedźwiedziego i tarantulę.

My wybraliśmy się tutaj będąc w Manado pewnego popołudnia. I choć mówi się, że lepszą porą na obserwację zwierząt są godziny poranne, bo zwierzęta są wtedy bardziej aktywne, to w przypadku tarsjuszy jest zupełnie odwrotnie. Za dnia przeważnie śpią ukryte w szczelinach drzew, a dopiero po zmroku wychodzą na łowy. Z tego właśnie powodu polecono nam abyśmy wybrali się tutaj właśnie po południu. Droga z Manado do Tangkoko samochodem trwała około dwie godziny i była niezwykle kręta. Już pod koniec podróży nie jednemu z nas robiło się ciut słabo i niedobrze, ale za to widoki za oknem były wprost olśniewające?.

Najlepiej co kawałek zatrzymywalibyśmy się aby porobić zdjęcia. Nie było jednak na to czasu, bo około 15 powinniśmy być na miejscu, aby rozpocząć trekking. Zatrzymaliśmy się tylko raz na chwilę, bo takich cudownych widoków nie dało się pominąć. Wszechogarniające zieleń, gęsta dżungla i mnóstwo palm porastających malownicze zbocza?. Przepięknie… od razu pomyśleliśmy, że warto by w tym rejonie zatrzymać się na trochę dłużej.

Kiedy dotarliśmy do Tangkoko każdy z ulgą wręcz wyskoczył z samochodu. Przed taką krętą i górzystą drogą lepiej nie jeść zbyt dużo?.  Na miejscu czekał już na nas przewodnik z którym ruszyliśmy drogą, aby po chwili skręcić gdzieś w gęstwinę krzewów  i drzew. Pędziliśmy jak szaleni. Nasz przewodnik mimo niskiego wzrostu i krótkich nóżek przebierał nogami w mega szybkim tempie nawet się nie oglądając czy za nim nadążamy. Maszerowaliśmy przez las tak szybko jakbyśmy dosłownie przed czymś uciekali lub kogoś gonili. Przedzierając się przez krzaki i przeskakując pomiędzy gałęziami drzew przyklejało się do nas pełno małych, dziwnych listków, które jak rzep trzymały się naszych ubrań. Po pewnym czasie nasz przewodnik nagle stanął w miejscu bez ruchu i przywołał nas ręką. W oddali dostrzegliśmy czarnego makaka, a za nim drugiego i kolejnego.

Tuż nieopodal znajdowało się całe stado. Podeszliśmy bliżej aby móc się im przyjrzeć i zrobić zdjęcia. Jeden z większych osobników spojrzał na nas złowrogo i wyszczerzył kły?. To wystarczyło abym zrobiła spory krok do tyłu.  Naprawdę mnie wystraszył i wolałam unikać kontaktu wzrokowego?. Kiedyś już miałam incydent z pewną szaloną małpą, która niespodziewanie skoczyła z drzewa na moje plecy, więc tym bardziej nie chciałabym zadrzeć z takim osobnikiem?. Chłopacy byli bardziej odważni, więc to oni podeszli bliżej, aby porobić więcej zdjeć.

Na terenie Tangkoko National Park żyją trzy stada, każde liczące po kilkadziesiąt małp. Dwa z nich są w pewnym stopniu „oswojone” ( można do nich podejść ), a jedno, całkiem dzikie pozostaje jeszcze niedostępne dla widoku turystom.

Ruszyliśmy dalej, tym razem pod górę. Nasz przewodnik przebierał nóżkami tak szybko, że jak tylko zatrzymaliśmy się choć na moment, aby cyknąć jakąś fotę, potem musieliśmy za nim gonić?. Pędziliśmy tak z wywieszonym językiem, aby w pewnym miejscu zatrzymać się i przez pół godziny patrzeć w niebo. To tu gdzieś wysoko na drzewie znajdowało się gniazdo dzioborożca, który zwykle o poranku wyrusza na łowy i wraca przed zachodem słońca.

Tym razem niestety jeszcze nie wrócił, a my nie mogliśmy dłużej czekać bo zaczynał zapadać zmrok. Nastał idealny czas, aby ruszyć w poszukiwaniu tarsjerów, maleńkich zwierzaczków o olbrzymich oczach, przypominających z wyglądu gremliny. Po drodze nasz przewodnik wypatrzył siedzące bardzo wysoko na gałęziach drzew kuskusy niedźwiedzie.  Bez odpowiedniego obiektywu nie było niestety szans, aby zrobić im dobre zdjęcie. Zobaczyliśmy je jedynie przez lornetkę, ale kto wie, może już niedługo będziemy mieli okazję zobaczyć je raz jeszcze na jednej z wysp Raja Amapt, którą również zamieszkują 🙂 Po chwili słońce schowało się za horyzont i momentalnie zrobiło się ciemno. Z latarką w ręku szliśmy dalej szukając tarsjuszy. Zwierzaki te, nazywane również dość niewdzięcznie wyrakami upiornymi?, mierzą jedynie 15 cm wielkości ( nie licząc ogona ) a ich masa ciała nie przekracza zwykle 100 gramów. Charakterystyczne dla nich są ich ogromne, w porównania do reszty ciała, wyłupiaste oczy. Oko tarsjusza ma nawet 3 cm średnicy i jest wielkości jego mózgu. Zwierzątka te są owadożerne, a aktywność wykazują głównie po zmroku. Uśpione za dnia, pobudzone w nocy, mimo swoich niewielkich gabarytów potrafią przeskakiwać z drzewa na drzewo oddalone jedno od drugiego nawet o 6 metrów.  Sama w życiu bym ich tutaj nie wypatrzyła. Są takie malutkie i kolorem wtapiają się w konary drzew.

Jak tak sobie siedziały, patrząc tymi swoimi dużymi oczami, wyglądały uroczo. Jak w ogóle można było nazwać je wyrakiem upiorem?!? Przecież są takie słodkie?. Mieliśmy już wcześniej okazję widzieć je na Filipinach na wyspie Bohol, jednak te tutaj były nieco inne, miały chyba nieco mniejsze oczy no i co najważniejsze… mogliśmy je zaobserwować w ich naturalnych warunkach na wolności.

W Tangkoko spotkać można też wiele gatunków ptaków, pająków i węży. Te ostatnie na szczęście nie pojawiły się na naszej drodze, ale już tarantula owszem. Wyobrażacie sobie, że obracacie głowę i dostrzegacie takiego pasażera na gapę na waszym ramieniu?? Mi nawet ciężko o tym myśleć. Gdyby coś takiego mnie spotkało z pewnością słyszeli by mnie wszyscy w sąsiedniej wiosce. Jedna tarantula siedziała zamaskowana w dziurze w drzewie, ale inna ukazała nam się już w całej okazałości 😉

Wracaliśmy leśną drogą w stronę parkingu dobre pół godziny. Gdyby nie latarki, które oświetlały nam drogę, panowały by tutaj totalne ciemności. Gdzieś na gałązce siedział samotnie mały, wielobarwny zimorodek. Na szczęście się nas nie wystraszył i ładnie zapozował do zdjęcia.

Na zakończenie wycieczki wstąpiliśmy tuż niedaleko, w drodze powrotnej, do pewnej przydomowej restauracji na kolację. Muszę przyznać, że po takim paru godzinnym trekkingu po lesie zrobiliśmy się bardzo głodni i spragnieni. Jedliśmy, aż nam się uszy trzęsły. Do tego zimne piwko…. mmm…? Po takim posiłku byliśmy gotowi na powrót do Manado.

Informacje praktyczne:

  • Wycieczkę dla naszej czwórki ( która wliczała transport, wstęp do parku, przewodnika oraz kolację ) wykupiliśmy z naszego hotelu Grand Luley Manado. Jej oficjalna cena to 1.100.000 IDR za osobę, po zniżce jaką otrzymaliśmy zapłaciliśmy około 900.000 IDR za osobę.
  • Wymagany jest odpowiedni ubiór, czyli przynajmniej pełne buty i długie spodnie
  • Polecam zabrać ze sobą dobry repelent na komary i latarkę jeśli tak jak my wybierzecie się tam po południu