Krótki wypad do Walii, a dokładniej do malownicego Parku Narodowego Snowdonia, planowaliśmy już od jakiegoś czasu. Chcieliśmy zdobyć Snowdon, najwyższy szczyt tego kraju, pochodzić po malowniczych, górzystych terenach, pozwiedzać urocze wsie i miasteczka oraz spędzić miło czas z przyjaciółmi. Niestety już na kilka dni przed wyjazdem pogoda nie zapowiadała się zbyt ciekawie i wszelkie nasze plany zwiedzania stały pod wielkim znakiem zapytania. A że hotel był już zabukowany bez możliwości zwrotu, nie było innej opcji jak pojechać i sprawdzić co czeka nas na miejscu?‍♀️. Google map pokazywało, że trasa z Plymouth ( gdzie mieszkamy ) na południowym zachodzie Anglii, do południowego krańca Snowdonii powinna zając nam około 5 godzin. Ostatecznie zeszło nam nieco więcej, wliczając w to kilka krótkich stopów na coś do przekąszenia i zrobienie zdjęcia.

Przejeżdżając przez Prince of Wales Bridge  ( most Księcia Walii ) położony nad rzeką Severn, oficjalnie znaleźliśmy się na terenie Walii. ..niewielkiego kraju, dość mało zaludnionego o wyżynno – górzystym ukształtowaniu terenu.

Łapiąc w radiu lokalną stację radiową od razu w uszy wpadł nam nieco odmienny, specyficzny akcent. Próbując przeczytać nazwy wsi i miasteczek widniejące na tablicach informacyjnych można było połamać sobie język, a kiedy na chwilę wstąpiliśmy do jakiejś przydrożnej knajpy i podsłuchaliśmy dwójkę Walijczyków rozmawiających ze sobą, nie mieliśmy pojęcia o czym mówią? No cóż… ” Croeso i Gymru” , czyli Welcome to Wales?

Źródło: www.peoplescollection.wales/

Co prawda Walia dzieli historię społeczno-poilityczną z resztą Wielkiej Brytanii, to jednak zachowała odrębność kulturową i jest krajem dwujęzycznym. Widać to zresztą na każdym kroku. Na wszelkich tablicach informacyjnych, ogłoszeniach czy nawet wywieszkach w restauracjach widnieją napisy zarówno po walijsku jak i angielsku. Niektóre słowa bywają nawet nieco podobne, jak np. brecwast czyli ang. breakfast ( śniadanie ), ale inne totalnie różne i ciężkie w wymowie… perygl = danger ( niebezpieczeństwo ).

Będąc tam zastanawiałam się ilu mieszkańców Walii tak naprawdę zna i posługuje się ojczystym językiem? Czy tylko starsi, czy może dzieci w szkołach jeszcze też się jego uczą. Okazuje się, że mimo starań ,odsetek mieszkańców rozmawiających w języku walijskim maleje. Jeszcze ponad 100 lat temu 54% ludności posługiwała się tym językiem, dziś mniej niż 20%. Ciekawostką jest, że to właśnie językiem walijskim zainspirował się Tolkien tworząc język elfów w mitologii Śródziemia 🙂

Jeszcze zanim oficjalnie znaleźliśmy się na terenie Snodwonii, krajobraz diametralnie się zmienił. Było tu tak pusto i spokojnie, górzyście i zielono. Tuż przy drodze, około 35 km od południowego krańca Snodwonii i miejsca, w którym zabukowaliśmy nocleg, znajdował się punkt widokowy z którego rozpościerała się piękna panorama na rozległe, malownicze tereny otaczające jezioro o nazwie Llyn Clywedog.

Mimo kłębiących się ciemnych chmur i delikatnej mżawki zatrzymaliśmy się tu choć na chwilę, aby zrobić kilka fotek. Nawet przy niepogodzie było tu bardzo ładnie, a co dopiero kiedy zaświeci słońce.

Do hotelu dotarliśmy po południu i niestety tego dnia nie widać było już szansy na jakiekolwiek przejaśnienie. Mżawka towarzysząca nam jeszcze godzinę temu przemieniła się w totalną ulewę. Rozgościliśmy się więc wygodnie w przestronnym dwu-sypialniowym domku, który wraz z dużym salonem, kuchnią, jadalnią i ogrodem był do naszej dyspozycji. Jeżeli kiedyś będziecie wybierać się do Snowdonii polecam Wam to miejsce. Macdonald Plas Talgarth Resort położony w Pennal, w hrabstwie Gwynedd, to idealne miejsce dla rodzin lub grupki znajomych. Nie jest to typowy hotel czy resort, ale niewielkie osiedle domków, gdzie do dyspozycji gości są dwa baseny ( kryty i odkryty ), a także siłownia, sauna i jacuzzi. Na terenie obiektu znajduję się także pole golfowe i tenisowe oraz restauracja z barem. Miejsce to jest bardzo ładnie położone i dzięki dużej przestrzeni pozwała każdemu poczuć się kameralnie, jak we własnym domu. Na dodatek cena jak na oferowany standard jest bardzo atrakcyjna.

Rozlokowaliśmy się wygodnie w salonie ze szklaneczką rumu na rozgrzanie?, rozprostowując kości po wielu godzinach jazdy i mając nadzieję, że warunki atmosferyczne pozwolą nam jutro nieco pozwiedzać. Na wejście na szczyt Snowdona nawet nie liczyliśmy. Szczerze powiedziawszy już na kilka dni przed przyjazdem tutaj sprawdzając prognozy pogody zdawaliśmy sobie sprawę, że zdobycie szczytu nie jest nam pisane. Mieliśmy jednak nadzieję, że nie będzie aż tak źle i chociaż pokręcimy się po okolicy. O poranku niestety za oknem nie wyglądało najlepiej.

Dopiero około południa zrobiło się nieco lepiej wiec wsiedliśmy w samochód i ruszyliśmy przed siebie. Z samego południa Snodwonii przejechaliśmy aż do podnóża Snowdona, po drodze zatrzymując się przy ładniejszych miejscach choć na chwilę, aby zrobić jakieś foty. A powiem Wam, że naprawdę było tu bardzo malowniczo i tak niesamowicie zielono i spokojnie. Wszędzie pasły się kudłate owieczki?, co tylko dodawało krajobrazowi uroku. Wiecie, że w Walii żyje znacznie więcej owiec niż ludzi… na każdego mieszkańca przypadają niemal cztery owce?

Dojechaliśmy gdzieś do podnóża najwyższej w tym kraju góry i postanowiliśmy przejść się choć kawałek, aby rozprostować nogi. Jednak kiedy weszliśmy na szlak prowadzący na szczyt góry, przeszliśmy kawałek lasem i wyszliśmy na otwartą przestrzeń, a w oddali zobaczyliśmy wodospad położony malowniczo między wzniesieniami, naszła mnie taka energia i chęć,  że gdyby nie to, że było już zdecydowanie za późno, chyba nie zważałabym na nadciągające w naszym kierunku ciemne, deszczowe chmury i pognałabym na szczyt? 

Kto by pomyślał, że ja… taki miłośnik tropików i plażowy freak, zapragnie wejść na górę o wysokości ponad 1000 metrów. Niestety nie mieliśmy wyjścia i musieliśmy zawrócić. A szkoda, bo widoki ze szczytu z pewnością były by imponujące o ile gęsta mgła i chmury i zakryła by wszystkiego.

W drodze powrotnej do resortu zatrzymaliśmy się jeszcze w polecanym przez pewną turystkę w hotelu, nadmorskim miasteczku Aberdovey aby zjeść obiado-kolację. Miasteczko leży na północnym skraju ujścia rzeki Dyfi, w miejscu gdzie góry spotykają się z morzem. To spokojna wioska, gdzie życie płynie swoim własnym, zwolnionym tempem. Szereg kolorowych, wiktoriańskich domów zdobi wybrzeże, z którego roztacza się widok na rozległe, piaszczyste wydmy, które ciągną się kilometrami. Jest to świetne miejsce na długie spacery czy odpoczynek na plaży. W Aberdovey znajdziecie kilka barów i knajpek. My zajrzeliśmy do Britannia Inn, restauracji mieszczącej się przy głównej ulicy, z widokiem na ujście rzeki i plażę, na tradycyjne „fish & chips”.

Źródło: www.cartref-aberdovey.co.uk

Trzeciego dnia z rana, zanim wsiedliśmy znowu do samochodu, postanowiliśmy skorzystać jeszcze trochę z dobrodziejstw resortu i popływaliśmy sobie w basenie oraz wygrzaliśmy w saunie. Trochę szkoda nam było tak szybko opuszczać piękną Snodwonię, jednak mieliśmy przed sobą sporo godzin jazdy, a pogoda również nie zachęcała do tego aby zostać dłużej. Niestety tym razem się nam nie poszczęściło, jednak i tak nie żałujemy, bo lepiej było przyjechać tu mimo niepogody i spędzić miło czas z przyjaciółmi niż lenić się na własnej sofie? Poza tym Snowdonia, pomimo pochmurnej aury pokazała nam swoje piękne, bardzo malownicze oblicze i z pewnością zachęciła, aby kiedyś odwiedzić ją ponownie. Mamy nadzieję wybrać się tutaj jeszcze tej jesieni 🙂

Informacje praktyczne:

Polecany nocleg: Macdonald Plas Talgarth Resort, za dwu-sypialniowy dom dla max. 6 osób płaciliśmy 100 funtów za noc czyli niecałe 500 zł + zużycie prądu. W cenie wliczony jest basen, siłownia, sauna ( zarówno sucha jak i parowa ) oraz jacuzzi. Resort zabukowaliśmy na stronie booking.com Korzystając z linku poniżej dostaniecie zniżkę w wysokości 15 funtów 🙂 ZNIŻKA NA BOOKING.COM

Gdzie jeść: Na południu Parku Narodowego Snowdonia dobrym miejscem na lunch czy kolację jest nadmorskie miasteczko Aberdovey ( Aberdyfi ). Objeżdżając Snowdonię w okolicy wsi i miasteczek mijaliśmy kilka barow i restauracji. Warto jednak pamiętać, że większość z nich nie serwuje jedzenia przez cały dzień, a jedynie w porze śniadania, lunchu i kolacji. Zakupy spożywcze natomiast robiliśmy nieopodal naszego resortu, w mieście Machynlleth. Na terenie Snowdonii nie natknęliśmy się na żaden większy sklep, a jedynie nieliczne, malutkie sklepiki słabo zaopatrzone.